piątek, 1 lipca 2016

Piłka zmyłka - Hektora pomyłka?

Pytasz mnie drogi Hektorze o wyższość jednej formy rozgrywek - tej uporządkowanej w ramach ligowych potyczek nad drugą - turniejową? Przyznam się bez bicia, że nie mam zdania w temacie, które zawody są lepsze główne ze względu na zdecydowaną odrębność tych form gry. Przede wszystkim drużyny w zależności od potrzeb mieszają swoim składem chcąc dostosować się do wymogów organizacyjnych stąd raczej trudno odnościć sukcesy turniejowe do pozycji drużyny w Lidze. Bo niby komu przypisać największe zasługi gdy drużyna turniejowa sklecona jest z zawodników kilku drużyn? Myślę że temat porównań osiągnięć można spokojnie pominąć a skupić się na wymogach jakie stawia przed zawodnikami turniej.
Pytasz mnie o opinie. Nie śmiem Cię zbesztać bo serce mi rośnie, że istnieje więcej takich zapaleńców, którzy gdy słyszą hasło siatkówka to przestawiają wszystkie swoje receptory na odbiór sygnałów co, gdzie, kiedy, na jakich zasadach i z niecierpliwością czekają dnia kiedy spakują ekwipunek i wyruszą na całodzienne zmagania nie tylko z innymi zapaleńcami ale też ze sobą samym.
W mojej krótkiej historii gry w systemie turniejowym zauważyłem pewną prawidłowość gry mojej drużyny. W uproszczeniu można ją przedstawić w formie zwykłej sinusoidy. Dlaczego? Już tłumaczę.
W większości turnieje w których uczestniczyłem zaczynały się od rana w soboty. Mieliśmy to szczęście, że z grą startowaliśmy jako jedni z pierwszych. Niby nic wielkiego a jednak na boisku okazywało się, że nasze ciała jeszcze nie zaczęły pracować na pełnych obrotach a w niektórych przypadkach śmiem twierdzić że pozostawały jeszcze w objęciach Morfeusza. Cóż pierwszy set bywał z reguły mocowaniem się z własnym spowolnieniem (być może spowodowanym zbyt obfitym śniadaniem albo marzeniem o kawie po pierwszym meczu), brakiem dynamiki, koordynacji czy jeszcze innych umiejętności które na większości wieczornych spotkań siatkarskich nie stanowią żadnego problemu. Mecz jest meczem wzajemna motywacja i pobudzanie do walki potrafią czynić cuda i tak już drugi set potrafił zmienić się w przebudzenie mocy i oto na boisku można było oglądać drużynę a nie sumę sześciu zaspanych nibygraczy. Zagrywka, ataki, obrona, bloki, obrona asekuracja wszystko wychodziło a nawet jak jedno nie wychodziło to nadrabialiśmy innym elementem. Podstawa to, że się uzupełnialiśmy, odrobina szczęścia i kończymy piłki, które mogłyby wydawać się stracone. Ale nie dla nas bo przez chwilę moc jest z nami. Ta moc towarzyszyła nam przez kolejny mecz aż do drugiego seta meczu nr 3 (choć czasem już w pierwszym brakowało pary). Wtedy po cudownej zwyżce mocy przychodziło zmęczenie, trudność z rozgrzaniem zastanych w przerwie mieśni. Nasza walka bywała próbą dowiezienia wyniku do końca lub też wyszarpania ostatkiem sił tych kilku punktów potrzebnych do zwycięstwa a czasem po prostu próbą zachowania twarzy pomimo porażki. I ostatni mecz. Tendencja spadkowa formy fizycznej i psychicznej trwała ale mimo wszystko wychodziliśmy na boisko w pełni nastawieni że damy z siebie wszystko (choć niewiele już zostało) i łatwo setów nie oddamy. Raz się udawało a raz nie. To zmęczenie zawsze motywowało mnie żeby powalczyć o swoją kondycję, żeby na następnym turnieju nie borykać się z tym problemem. Z motywacją jak to z motywacją często jak szybko się pojawi tak szybko znika stąd scenariusz kolejnych turniejów był podobny. Po turnieju co tu mówić obolałe mięśnie, zmęczone kolana, schodzenie po schodach jak na szczudłach ale wewnątrz radość z fajnie spędzonego dnia, ambitnej walki, mozolnego pokonywania kolejnych słabości, wspólne radości i porażki a co najważniejsze ciekawe spotkania w przerwach międzymeczowych. To ostatnie powoduje, że tak naprawdę zajęte miejsce schodzi na drugi plan choć fajnie jest mieć poczucie, że było się częścią zespołu i nie przeszło biernie obok tego co się działo ale miało się swój solidny wkład w efekt końcowy.
Drogi Hektorze fajnie że złapałeś tego wirusa o nazwie turniejowego bakcyla. Myślę że nie pozbędziesz się go przez długi długi czas. Będzie to z korzyścią dla siatkarskiego widowiska. Ponadto każda forma rywalizacji na boisku jest ciekawa ale turniej daje szansę dodatkowych „potyczek słownych”, tudzież ciekawych konwersacji w przerwach między meczami nie wspominając o wspólnym biesiadowaniu na zakończenie.
Zastanawia mnie jaki jest Twój inżyniersko – analityczny pogląd na te tematy. Oczywiście znając przenikliwość Twojego spojrzenia, dogłębną analizę wznoszacą się na coraz wyższe poziomy, obserwacje pod różnym kątem, równoległość porównań itp. mam świadomość że tekst twój obnaży żem człek prosty ale swoje zdanie przedstawiłem i z lekkim niepokojem a może ekscytacją będę oczekiwał Twojego poglądu.

PS. W temacie zawodnika, który sam nie zdobywa punktów ale swoją postawą pomaga innym ściągając uwagę przeciwników to nic innego jak taktyka. Trzeba ją tylko albo aż dostrzec i próbować wykorzystać.

Achilles

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz