Złożoność człowieka
jako podmiotu choćby traktowana przez pryzmat duszy i ciała, jest najprostszym
przykładem możliwości wielowątkowej analizy każdego zagadnienia. Tu masz racje
drogi Achillesie, że gdybyśmy zobaczyli twarzyczkę Homera to obok drzemiącego w
kąciku oka zdziwienia, na większej części jego twarzy malowałaby się radość z
powodu przytaczania losów bohaterów jego dzieła w najprzeróżniejszych możliwych
sytuacjach naszej ziemskiej egzystencji.
Zauważ też, że dość
płynnie przeszliśmy w naszych dywagacjach z takiej małej powierzchownej analizy
meczu CZWARTKI-BUZDYGANY, poprzez próbę porównania meczu który się odbył z tym
który dopiero będzie (tj. BUZDYGANY-40-LATKI), aż do analizy składu 40-LATKÓW.
Uf.... za szybko trochę jak na moje zmęczone palce błądzące niemrawo po
klawiaturze. Ale, niech się dzieje....
Super Mario.
-"Marian jest
dla mnie idolem"- tak mi kiedyś powiedział jeden z członków mojej
drużyny, kiedy graliśmy z Wiśniową i drzemałem obok niego na ławce czekając na
swoje pięć minut w tym meczu (lepiej jednak o tym meczu nie mówmy bo to porusza
głęboko uśpione w mojej duszy demony pytajnikowe). Dlaczego? - pytam więc
współtowarzysza rezerwy. Odpowiedział mi, ze gość potrafi odebrać piłkę z góry
straconą i zaatakować z "czegoś" z czego nie da się zaatakować.
Obserwowałem więc go w tym meczu i .... faktycznie, momenty były. Taki zawodnik
to skarb, jednakże gdybyśmy się rozglądnęli po naszych drużynach to takich
skarbów mamy więcej i w każdym teamie jest taki ktoś kto potrafi coś co wymyka
się z klasycznych ram umiejętności i zagrań boiskowych, szczególnie w
kontekście umiejętności wykorzystania takiego zagrania w meczu.
Takie zagrania są tym
cenniejsze, że tak jak piszesz drogi Achillesie, obiektywnie patrząc więcej u Nas
przypadkowości niż rozmyślnych rozprowadzeń piłki, co powinno nas skłaniać do
dążenia do samodoskonalenia, choćby poprzez wykonane przez nas na tym blogu
analizy, wzmożony trening, czy tez podpatrywanie innych przy ich zagraniowych
wzlotach i upadkach odnosząc je do samych siebie.
Złożoność procesu
jakim jest mecz siatkarski jest przeogromna. Drużyna siatkarska liczy sześć
osób biorących czynny udział w danym momencie w rywalizacji na boisku, a wynik
w takiej sytuacji jest wypadkową nie tylko ich postawy, ale też i reakcji na te
zagrania drużyny przeciwnej. Jest to swoiste równanie z najprościej rzecz
ujmując z dwunastoma niewiadomymi (oby tylko). W każdej z drużyn są zawodnicy
którzy mogą swoimi zagraniami zwiększyć szansę na zwycięstwo swojej drużyny,
lub nawet przechylić szalę zwycięstwa na jej korzyść, ale....
Sam jeden zawodnik
meczu nie wygra, bo nie jest w stanie jednocześnie przyjąć, wystawić piłkę oraz
zaatakować skutecznie, lub zaserwować i potem skutecznie zagrać w obronie.
Parafrazując więc staropolskie przysłowie "Jeden Marian Zwycięstwa nie
czyni", ale cegiełka którą dokłada w newralgicznych momentach do mozolnie
budowanej przewagi całego zespołu, pozwala na solidne wznoszenie misternej
konstrukcji w postaci łuku triumfalnego dla zwycięzców (jednak inżynierskość Ma
przez prozę się z uporem przebija).
Skromność Twa drogi Achillesie w samoocenie jest wręcz budująca i onieśmiela moje dzikie zapędy do podejmowania coraz to dziwniejszych porównań i analiz, ale z drugiej strony taki wnikliwy czytelnik, ba persona podejmująca tematykę w sposób nie bez krytyczny i oferująca swoim słowem pisanym coraz to głębsze możliwości poznania tajników oferowanych zagadnień, to wiatr w żagle dla mnie łódki dryfującej po oceanach rozważań analityczno-taktycznych.
Może kiedyś pokusimy
się o stworzenie takich zestawień dla każdej drużyny z analizą zagrań
poszczególnych zawodników, czyli ile punktów zdobył, ile miał błędów, ile razy
dobrze zagrał w obronie i na przyjęciu, aby przynajmniej matematycznie
spróbować wskazać taką osobę w każdym teamie, bez której to ani rusz? Co ty na
to Achillesie?
Podejmujesz wyzwanie?
Autor: Hektor
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz