Wymazując
z pamięci wczorajszy mecz, postanowiłem, że skoro Leon tak
"legendarnie" potraktował starcie TKKF z 40-LATKAMI z WIŚNIOWEJ,
to położę dzieci i żonę wcześniej spać i udam się na meczyk.
Jako
że aura dopisała serwując rozkosz temperaturową, tym chętniej zbliżałem się w
stronę hali SP 3. Wykorzystując nieliche przesłanki, że z percepcją
metodyczno-analityczną człek jest za pan brat, to wyszło mi że przy zwycięstwie
UKLEINY w łeb może wsiąść całe to planowanie przyszłościowego wyglądu tabeli,
łącznie z wagą zapowiadanego Wielkiego Meczu na koniec sezonu (tego meczu,
którego nie było, bo grał ktoś, kto grac nie mógł, a teraz może, ale nie
zawsze, bo mu nie wolno czasami jeszcze - proste, nie?) jako swoistego finału
dla zmagań ligowych. Mocny wniosek wydedukowałem. Nieprawdaż? Ale dość
dywagacji. Doszedłem. Pod halą parking nabity samochodami przeróżnej maści, jak
dobra kasza skwarkami, co świadczy o obecności już kompletnych składów obydwu
teamów i sporej rzeszy kibiców. Znalazłszy sobie przytulne miejsce na trybunie
wśród licznej rozbawionej gawiedzi kibicowskiej czekam. Zaczyna się.
Chcecie
bajki? O to bajka.
Po
dwóch stronach siatki dwie drużyny, które w diametralnie różnych nastawieniach
podchodzą do tego boju. Esencję rozmów podsłuchanych w kuluarach można
sprowadzić do krótkiej formy:
TKKF - zwycięstwo? - możemy,
40-LATKI-
zwycięstwo? - musimy.
Tego
meczu nie można opisać w sposób standardowy, rozliczając nieudane zagrania,
przebłyski geniuszu poszczególnych graczy, czy tez przypadki, gdzie ślepe
szczęście wybierało raz jedną raz drugą stronę wspomagając ją swa
niewidzialną ręką. Dlaczego? Bo zatraciłoby to co zobaczyłem swoje piękno,
widoczne tylko poprzez pryzmat całości jako spektaklu/widowiska. Obydwa zespoły
zagrały tak, jakby piękno i technika, kunszt i doświadczenie były parami
bliźniąt syjamskich. Co chwilę z trybun było słychać och i ach, jakim cudem to
czy tamto. Powiem szczerze, że nie śledziłem wyniku punktowego poszczególnych
setów, bo po prostu szkoda było odwracać wzrok od widowiska, patrząc na czarne
kontury jakiś tam cyferek, które nieubłaganie odmierzały czas, wyznaczając
nieuchronny koniec tego pięknego widowiska, a liczenie punktów zostawiłem
nieomylnemu dziś w swych decyzjach arbitrowi Robertowi.
A
co się działo na parkiecie? Wszytko było. Były atomowe ataki, były precyzyjne
do bólu kiwki, były niesamowite i ofiarne obrony, były skuteczne bloki, asy
serwisowe, długie wymiany i tempo spotkania, jak by to był mecz o mistrzostwo
świata. Było bajecznie.
Pytałem
się siebie jednocześnie mając gotowa odpowiedź: Czy ataki wyprowadzone przez
Mistrzów stopowane blokiem przez adwersarzy tego teamu były źle wyprowadzone?
Nie, to blokujący stanęli na wyżynach swych siatkarskich umiejętności. Czy
ataki UKLEINY poprowadzone w teoretycznie puste pole z właściwą dla nich siłą i
precyzją były źle wykonane? Nie to mistrzowie pokazywali swój kunszt w obronie
własnego pola gry. I na odwrót. Długo by tak wymieniać, porównywać. Bajka
trwała. Tak tworzyła się legenda i historia.
A
zapyta mnie pewnie zaraz jakiś Achilles lub inna jednostka, a co to się stało
mistrzu analiz wszelakich Hektorze, że wbrew wszystkim przesłankom to UKLEINA
może unieść ręce w geście triumfu? Hmm. Ujmę to tak. Dzisiaj miałem wrażenie,
że UKLEINA stwarzała wrażenie zsynchronizowanej maszyny, w której każdy trybik,
każda śrubka i zapadka scaliły się w jedno. Każdy z zawodników gospodarzy
zagrał tak jak by to był jego mecz życia - perfekcyjnie. Tak scementowanej
drużyny nie ruszył młot pneumatyczny w postaci siły ognia i bloku,
doświadczenia w rozegraniu i obronie drużyny z WIŚNIOWEJ. To właśnie ten
monolit drużynowy wytworzył przewagę, przewagę kliku punktów, co dziś UKLEINIE
wystarczyło do zwycięstwa.
Co
teraz będzie? Ano ciekawie i pysznie będzie. Od dzisiaj mamy już trzy drużyny,
które są w grze o koronę Mistrza Ligi 2016. Do końca już niewiele spotkań i tak
ciekawej końcówki walki o mistrzostwo nikt się chyba nie spodziewał. Teraz
każdy mecz, każdy set i punkt dla WIŚNIOWEJ, UKLEINY, BUZDYGANÓW jest tym
najważniejszym, bo kto wie co będzie decydowało o układzie tabeli na koniec
sezonu.
A
kolejka cudów trwa nadal .... . Co jutro się wydarzy? Nie mogę się
doczekać wszystkich rozstrzygnięć tej kolejki.
Hektor
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz