czwartek, 19 maja 2016

Piłka zmyłka - Hektora pomyłka?

Drogi Hektorze!

Rzeczy codzienne zaprzątają moją głowę w ostatnim czasie przez co odłożyłem na bok pióro a raczej klawiaturę i zaniedbałem trochę swoją blogową aktywność oraz Ciebie mój drogi druhu nie odpowiadając na Piętę Achillesa. Nie oznacza to jednak, że nie miałem w pamięci skierowanej do mnie prośby o napoczęcie nowego tematu. Troska o to byś nie usechł drogi Hektorze napędzała trybiki i zwoje mózgowe aż iskrzyło na synapsach. Jednak zadanie, które przede mną postawiłeś nie było łatwe i nie mam pewności czy podołałem?

Od pewnego czasu zastanawia mnie przywoływany często w rozmowach temat zabawy na boisku. Czy zabawa może iść w parze z rywalizacją i z walką o wynik? W którym miejscu kończy się zabawa a zaczyna rywalizacja? Czy zabawę można zdefiniować w sposób jednoznaczny dla wszystkich? Oraz czy ta zabawa grą ma zawsze wymiar pozytywny?

W zależności od przekonań mógłbym w tym miejscu usłyszeć zapewne przeróżne odpowiedzi. I mam szczerą nadzieję, że je „usłyszę” od czytelników a z pewnością od Ciebie Hektorze. W tych dywagacjach będę pierwszy.

Zabawa a rywalizacja? Połączenie jak najbardziej możliwe a jak dla mnie nawet pożądane. To co wyróżnia mecze ligowe od zwykłych cotygodniowych spotkań siatkarskich to pewność, że każdy członek mojej drużyny da z siebie znacznie więcej niż na treningu. A ta swiadomość działa jak narkotyk, nakręca do walki, motywuje do gry i nie pozwala odpuszczać piłek, bo przecież chwilę wcześniej ktoś powalczył o nią to ja też dam radę. Udane zagrania są jak woda na młyn do dalszej gry. Świadomość, że wykrzesało się z siebie więcej daje satysfakcję, zmęczone mięśnie i przyspieszony oddech są fizycznym i namacalnym dowodem zaangażowania w grę a chemia wysiłku fizycznego wyzwala endorfiny hormony szczęścia, które poprawiają nastrój. Osobiście taką zabawę na boisku cenię najbardziej bez względu na wynik. Troszkę gorzej sytuacja wygląda gdy mimo starań gra się nie klei - wtedy frajda jest mniejsza.

Osiągając już stan upojenia przyjemnością płynącą z takiej zabawy dokładamy rywalizację. Czyli twarzą w twarz z adrenaliną i testosteronem. Co wtedy? Wielka niewiadoma i masa możliwośći. Jeśli jednak pamiętamy, że przyświeca nam idea zabawy i sportowej rywalizacji to choćby na meczu było goręco pod siatką (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku) to schodząc z boiska potrafimy nadal być dobrymi znajomymi. W takim układzie sytuacja jest pod kontrolą i przeradza się w to co nazywamy zdrową sportową rywalizacją. Emocje boiskowe to specyficzna mieszanka nad którą trzeba zapanować. W przeciwnym wypadku o zabawie nie ma mowy.

Jeśli wszyscy zawodnicy w podobny sposób podchodzą do meczu można się bawić. Fajnie gdy znajdą się gracze, którzy zmotywują resztę drużyny do gry, porwą ich do większego zaangażowania. Gorzej niestety gdy zabawa na boisku przeradza się w brak gry. To jest najczęstszy minus poza ligowych treningów.

Mam świadomość że każdy postrzega dobrą zabawę na boisku w inny sposób. Dla mnie dobra zabawa musi być połączona z walką i rywalizacją i najlepiej z solidnym zmęczeniem.

Abstrahując od poruszonego tematu drogi Hektorze i w oczekiwaniu na Twoją opinię mam zamiar w najbliższych dniach przedstawić kolejnego bohatera ligowych zmagań. Wystawiając na próbę jasność i przenikliwość Twojego umysłu zastanawiam się czy pokusisz się o próbę wskazania zespołu z którego pochodzi ów bohater? Dla ułatwienia powiem, że będzie ich dwóch z dwóch różnych zespołów ale wystarczy, że wskażesz jeden.Czy podejmujesz wyzwanie?

Achilles



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz