Każdy kto choć chwilę śledzi co
słychać w wielkim świecie siatkówki (choć w tym momencie chodzi o tą dłuższą
chwilę) wie że pięć, dziesięć lat temu praktycznie wszyscy zawodowi gracze mieli
na nogach buty ASICS lub MIZUNO. Jeśli zawodnik miał na nogach buty innego
producenta to z góry wiadomo było że to jest jakiś przebieraniec i nikt nie
traktował go poważnie.
Bardzo, bardzo rzadko można było
zobaczyć ligowego, czy reprezentacyjnego gracza w butach innego producenta.
Dlaczego to Japończycy zdominowali ten rynek? Nie mam zielonego pojęcia, ale
pewnie głównie dlatego że byli w tym dobrzy – zresztą nadal są (i to nawet ponoć
bardzo dobrzy)!!! Tylu zawodowców przecież nie może się mylić…
Od tego czasu jednak sporo się
zmieniło w tym temacie. Oczywiście wielcy producenci nie zmienili swojej
polityki i NIKE nadal nie ma w ogóle nic w tym temacie do zaoferowania, a
ADIDAS praktycznie pozostał przy jednym modelu. Tyle że okazało się, że buty
dedykowane do innych dyscyplin świetnie sprawdzają się w grze w siatkówkę. Tak
więc obecnie na boiskach siatkarze pokazują raz za razem nowe modele wszystkich
możliwych producentów obuwia.
O moich doświadczeniach ASICS
było ostatnio, dziś więc o moich doświadczeniach z drugim największym
producentem butów dedykowanych do siatkówki – MIZUNO.
Buty MIZUNO TORNADO 9 w wersji z niską
cholewką nabyłem w maju 2015 i wydawało mi się, że będą to moje podstawowe buty
do gry w sezonie 2015/2016. Zapłaciłem za nie 405 zł, czyli co by nie
powiedzieć sporo. Po cenie można by myśleć że zakupiłem mercedesa wśród obuwia
siatkarskiego. Czyli w małym pudełku taka moc, że musi się poczuć różnicę już
przy ich zakładaniu
.
Rzeczywistość była jednak
zupełnie inna. Okazały się że po założeniu poczułem się jak w drewniakach a wnętrze
buta kompletnie nie pasuje do mojej stopy !!! Grałem w nich raz. Drugie podejście
zakończyło się zaś tylko na zawiązaniu sznurowadeł. Okazało się bowiem że na
hali w Wiśniowej kompletnie nie da się w nich grać. Ślizgają się jak łyżwy na
lodowisku. Wędrowanie zaś po każdej akcji na mokrą szmatę to jednak spory
dyskomfort i łatwiej było mi zmienić buty na inne niż odwiedzać co chwilę kawałek
mokrego materiału.
Po dwóch godzinach w MIZUNO
jedyne co mogę o tych butach powiedzieć to że nie są dla mnie. Dodatkowo przełożyło
się to na to że „wyleczyłem” się z MIZUNO na zawsze. Tak już mam. Jestem za
stary by poszukiwać idealnie dla mnie pasującego modelu ( a jest ich naprawdę
wiele) MIZUNO. Jest tyle innych świetnych butów od innych producentów w których
czuje się świetnie, że spokojnie mogę o tej japońskiej firmie zapomnieć.
Jak teraz patrzę na te buty to
pierwsze z czym mi się kojarzą to bardzo dziwne ułożenie nogi w bucie. Dla mnie
kompletnie nienaturalne i niespotykane w innych butach. Oczywiście ktoś powie
że noga musi się przyzwyczaić do nowego buta i pewnie ma tu racje. Pewnie też gdybym
zaczął używać MIZUNO w młodości, a nie na starość, to poczułbym tą moc. Ja
jednak nie widzę żadnego powodu by taki proces eksperymentów przechodzić
obecnie. Mam inne buty gdzie nie mam takiego problemu więc proces ten sobie
odpuszczam.
Biorę też pod uwagę że mogę na
tym stracić. Buty mogą mieć to „COŚ”, co przekłada się na większą efektowność gry.
Co by nie mówić jest to przecież najbardziej popularna marka obuwia w
siatkówce. Zarówno kobiecej i męskiej. Tylu siatkarzy nie może się przecież
mylić !!! Jednak jak już zaznaczyłem: mnie to nie rusza. Zostaję przy swoim
zdaniu i innych MIZUNO nie mam w planie zakupowym.
Co dodatkowo składa się na moje
zniechęcenie ? Przede wszystkim dyskomfort. Buty cały czas mi przeszkadzały. Najgorsze
jest to odczucie, że jedna noga ułożona jest inaczej niż druga. Cały czas nie
dawały o sobie zapomnieć i gra w nich była bardzo męcząca. Oczywiście buty mają
w sobie dziesiątki różnych systemów wspomagających grę, model ten jest przecież
jednym z najbardziej zaawansowanym technologicznie produktów, tyle że ja nie
umiem tego odpalić. Żadnego magicznego guziczka nie znalazłem, na głos tez nie
reagują (może trzeba po japońsku ?).
Mam więc buty za 405 zł w których
nie da się nawet wyjść na ulice…
Są za to zdecydowanie
najlżejszymi butami jakie mam. Od omawianych wcześniej ASICS ważą mniej o
prawie 15%. To na pewno duży ich plus. Maja też podeszwę zapewniającą
wielokierunkową przyczepność do podłoża, tyle że w moim przypadku nie udało mi
się tego przetestować. Więc w założeniu powinny być idealne dla graczy
walczących o każdą piłkę, nawet tą co już ląduje w piątym rzędzie trybun.
Oczywiście od razu ciśnie się do
gardła: „widziały gały co brały”. Zgadza się. Ale z racji tego, że jestem
wyjątkowo leniwy przy zakupie obuwia, nabyłem te buty (jak zresztą wszystkie
inne które mam) przez Internet. Metoda robienia w taki sposób zakupów jest
świetnym rozwiązaniem jeśli kupuje się sprawdzone modele i jest się pewnym
numeracji. Ja od lat kupuje buty w odniesieniu do podawanej długości w
centymetrach oraz numeracji obowiązującej w USA. Najczęściej okazuje się to być
skutecznym rozwiązaniem. Jednak w
przypadku tych butów okazało się że numeracja nijak się ma do
rzeczywistości. Buty są po prostu za duże (chyba że MIZUNO tak ma; albo
siatkarze tak mają że but musi być większy?). Niby niewiele, ale już na samym
starcia przekłada się to na kłopoty związane z doborem odpowiednich skarpet,
sposobu wiązania i tylko potęguje moje negatywne emocje.
Kończąc:
Dla tych co chcą przesiąść się na
MIZUNO zdecydowanie polecam najpierw dokładne przymiarki, a później zakupy.
Może się okazać to bardzo przydatne. Moje doświadczenia w tym temacie znacie…
Dla tych
co chcą spróbować innych butów niż MIZUNO zdecydowanie polecam taki ruch.
Naprawdę but butowi nie jest równy i może się okazać że znajdziemy dla siebie
zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż dotychczasowe…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz